środa, 18 lipca 2012

Od Tisamona


Nadeszła ta przeklęta chwila-zaćmienie księżyca. Przez parę tygodni niezdołałbym ukryć swojej klątwy. Oni nie moga się dowiedzieć-byliby w ogromnym niebezpieczeństwie. Najlepiej jak zniknę na ten czas, nikt się nawet nie spostrzeże.
Wyszedłem z jaskini. W panujących ciemnościach las wydawał się jakiś obcy-drzewa szumiały inaczej, nad ziemią unosiła się jasna poświata, najprawdopodobnie mgły.
Ruszyłem naprzód. Wszyscy z watahy spali-to dobrze nienawidzę pożegnań.
-Przecież tu wrócisz za miesiąc-pomyślałem, po czym zaśmiałem się gorzko. Chciałbym.
Cicho podbiegłem, a następnie całkowicie zanurzyłem się w lesie. Pośród czarnych pni czułem się jak w domu, w domu którego nigdy nie miałem.
Gdy oddaliłem się od jaskiń, by nikt nie mógł mnie dostrzec, poczułem dreszcze przebiegające mi po plecach. To klątwa-drugi Tisamon, którego nazwałem Demonem. Chce się wydostać, zapanować nademną.
Ptak, ptak... Jest! Przeniknąłem do umysłu sowy.
+-Chodź tu+
Ptak miał zamknięte oczy-nie chcę straszyć nikogo wystającymi białkami.
+-Poleć do Moonlight i przekaż jej tą wiadomość: "Poszedłem szukać mojej siostry Jane, wrócę za miesiąc"+
Sowa wzniosła się w powietrze, a ja spokojnie mogłem kontynuować moją wędrówkę.
Zbliżała sie północ. Czułem, że moje łapy są jak z waty, krople potu spływały z wysiłku.
-Jeszcze... troche-wydyszałem.
Niemogłem teraz stracić świadomości, byłoby to fatalne w skutkach.
W końcu doszedłem. Ciemna polana, poza granicami lasu.
-Na Zachód-to ostatnie co pomyślałem.
Usunąłem wszystkie bariery dzielące mnie z Demonem. Świat zawirował mi przed oczami. Mięśnie napięły się.
I wtedy rozpętało się piekło.
Fala nieznośnego bólu zalała moją głowę. Wrzeszczałem, wyłem, próbowałem się wydostać. Do oczu napłynęły łzy.
-Zostaw mnie!-wrzasnąłem zdeformowanym już głosem.
Zacząłem pazurami rozrywać sobie mięśnie. Zrobiłbym wszystko, żeby moje cierpienie się skończyło.
Wszystko na nic.
Czułem jak moje kończyny wydłużają się, mięśnie przekształcają i napinają. Męczarni, w jakich się wtedy znalazłem, nie da się opisać słowami.
I w jednej chwili wszystko się skończyło, tak szybko, jak się zaczęło. Tylko na polanie nie stało już to samo stworzenie.
Dwa razy większy, szkarłatnooki wilk. Umaszczenie czarne jak noc, tylko od karku, przez kręgosłup przechodził czerwony, lśniący dziwnymi symbolami pasek sierści. Pazury u silnych łap stworzone były z czarnego kryształu. Pysk, równiez czarny, wystawały z niego ogromne kły, z których spływał jad skazujący na kilkudniową śmierć w niewyobrażalnym cierpieniu. Na tylnych łapach widnialy trzy głębokie rozcięcia, z których tryskała krew. Jej zapach tylko zachęcał mmnie do rzezi.
Za lasem narodził się nowy stwór, Zabójca Idealny. To nie był Tisamon, którego znały wilki z watahy. To była jego ciemna strona. Gdyby teraz go znaleźli... nie mógłby się już powstrzymywać.
Kłapnąłem zębami i ruszyłem na zachód, w stronę małego miasteczka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz