sobota, 28 lipca 2012

Od Tisamona


Nastawiłem uszu. Spróbowałem się uspokoić i niczym myśliwy, poruszałem się w stronę źródła dźwięku.
-Wilk...- zauważyłem po śladach.
Głośny warkot zbił mnie z tropu.
-To niemożliwe...
Powoli zbliżałem się. W końcu odważyłem się wyjrzeć zza dzrew.
Aż przetarłem oczy ze zdziwienia.
To była... Xena. Zawsze miła dla wszystkich, właśnie teraz zatapiała kły w cielsku jakiegoś zwierza.
Nie wiedziałem co robić.
Nagle Xena odwróciła się w moją stronę. Jej spojrzenie pełne furii przewierciło mnie na wylot.
Nie czekałem ani chwili dłużej-pobiegłem. Po tym co zobaczyłem, naprawdę nie wiedziałem czego się spodziewać.
Wilczyca rzuciła się w pogoń. Narzuciłem szaleńcze tempo, ale jej to nie przeszkadzało.
Droga dzieląca mnie i Xenę zaczęła się zmniejszać. Wiedziłem, że jeśli mnie dopadnie nie będzie wyjścia. Na próżno szukałem ucieczki.
I wtedy nadarzyła się okazja.
Skręcając na zachód, poczułem silny zapach dymu. Nie zawachałem się ani chwili. Biegłem, ile tylko mialem sił.
W pewnym momencie poczułem potworny ból. To Xena mnie szarpnęła-akurat rozdrapała jeszcze świeżą ranę. Krew zaczęła obficie wydostawać się na zewnątrz. Łapy już odmawiały mi posłuszeństwa.
Nie mogłem się teraz poddać-byłem tak blisko...
W końcu to ujrzałem. Ściana Ognia.
Kilkanaście suchych drzew zapalilo się jeszcze na terenie ostatnich pożarów. Ziemia jest wyjałowiona, więc to niewielki problem. Ominięcie tej pułapki zajmie conajmniej parę godzin.
To była moja pierwsza i ostatnia szansa. Czułem żar dobiegający z ognia. Mogłem mieć tylko nadzieję, że Xena nie pójdzie za mną.
Zostało już kilka metrów. Z całej sily wybiłem się i skoczyłem... w sam środek piekła.
Odrazu poczułem jak moja sierść się zapala. Ogień przenika aż do skóry. Ten ból... Nie mogłem się powstrzymać od wycia. Czułem jak płomien rozrywa mięśnie. Pośród dymu krztusiłem się, błagałem o chociaż odrobinę tlenu. Z trudem odwróciłem się i zobaczyłem, że Xeny nie ma. Zrezygnowała.
Ostatkiem sił wyczołgałem się na drugą stronę. Ledwo oddychałem. Na szczęście wataha była niedaleko.
Zerwałem kilka narkotyzujących liści i połknąlem. Ból osłabł, przynajmniej w mojej głowie.
Pognałem do watahy. Nie obchodziły mnie pytające spojrzenia innych wilków.
U Wolfa unikałem wyjaśnień, chociaż moje rany wskazywały jednoznacznie na to, co mi się stało.
W nocy poważnie zastanawiałem się czy to nie jest jakiś sen. Koszmar.
Jednak następnego dnia postanowiłem pogadać z Xeną, o ile ją spotkam.
Miałem duże szczęście-była sama nad Wodopojem.
-Cześć
-Tisamon...
-Nie mówmy o tym- Przerwałem jej-Powiedz mi lepiej czy to...
-Tak, to ja.
Nie zdziwiłem się, nic mnie już nie zdziwi.
-To jest... upust mojej złości. Wtedy nie byłam sobą.
-Od dawna?
-Przy każdej pełni. Urodziłam się z tym i nic nie moge z tym zrobić. Nikt o tym nie wiedział. Do dzisiaj
-Myślisz, że nie powinni o tym wiedzieć?-zapytałem
-Może kiedyś im o tym powiem, ale nie teraz. Chyba rozumiesz.
Rozumiałem aż za dobrze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz