sobota, 25 sierpnia 2012
Od Desty
Dzień spędzony z Ice był cudowny! Ale, coś musiało się wydarzyć... A mianowicie:
Pod nie obecność Ice sstrzelił we mnie człowiek, zemdlałam. Moją łapę przeszył ostry ból, niemal przywracając mi świadomość, a potem zyskałam pewność, że już nie żyję. Pomyślałam tak ponieważ z oddali, dobiegło moich uszu wołanie anioła. Anioł powtarzał moje imię, wzywał mnie właśnie do nieba.
-Nie! Och, Desto! Nie! - wołał anioł załamany.
Ale oprócz tego cudownego głosu zaczęłam też słyszeć inne dźwięki, dźwięki tak okropne, że mój mózg usiłował mnie przed nimi chronić - jakieś wielkie poruszenie, złowieszczy basowy pomruk, głośne chrupnięcie i czyjeś wycie, które nagle się urwało... Wolałam skupić uwagę na tym, co mówił anioł.
- Desta, proszę, tylko nie to! Proszę Desta! Posłuchaj mnie! Desta, błagam!
Chciałam odpowiedzieć, że jestem gotowa zrobić dla niego wszystko, o co tylko poprosił, ale nie potrafiłam odnaleść swoich ust.
- Wolf! - krzyczał anioł z rozpaczą. - Desta, nie! Och, tylko nie to! Nie! Desta! - Anioł zaniósł się spazmatycznym szlochem.
Nie, pomyślałam, anioły nie powinny płakać, choćby i bez łez. Spróbowałam powiedzieć mu, że nic mi nie jest... Głośno jęknęłam.
- Desta! - zawołał anioł.
- Straciła trochę krwi, ale rana na głowie nie jest głęboka - oświadczył ktoś opanowanym tonem. - Uważaj na łapę, jest złamana.
Coś w boku kłuło mnie dotkliwie. Chyba jednak nie trafiłam do nieba. W niebie nie musiała bym tak cierpieć.
- Myślę, że poszło też parę żeber - spokojny głos ciągną dalej.
CDN
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz