niedziela, 5 sierpnia 2012

Od Tisamona


Rano, jak codzień poszedłem na trening. Choć starałem się być skupionym, złapałem się na zerkaniu w stronę Juki.
Jak ona dzisiaj pięknie wygląda...-Pomyślałem.
Nagle poczułem ukłucie w bok.
-Hej, Tisamon, co z tobą?-skarżył się Blue.
-Nic, nic, zamyśliłem się.
Blue pokręcił głową z dezaprobatą.
Po treningu starałem się zaczepić jakoś Jukę. Niestety, rzadko chodziła sama.
No nic, może jutro?-pocieszałem się.
Po krótkim wieczornym spacerze, poszedłem spać.
Gdy wróciłem do mojej jaskini, długo nie mogłem zasnąć. Wpatrywałem się w gwiazdy, dopóki moje powieki nie stały się ciężkie.
Myślałem, że wszystko będzie w porządku. Mylilem się.
Całą noc prześladował mnie tylko jeden, potworny głos.
-Przyrzekłeś! Tisamon, obiecałeś mi!-przechodziły mnie dreszcze.
Nagle zaskoczył mnie straszny atak bólu. Czułem, jakby zdzierano ze mnie skórę. Rzucałem się się przez sen.
W pewnym momencie obudziłem się zalany zimnym potem. Ciężko dyszałem, miałem zachrypnięte gardło.
Cały drżąc, wyszedłem z mojej jaskini.
Środek nocy, nad watahą panowała błoga cisza. Cicho ruszyłem w stronę Wodospadu.
Powoli zanurzyłem sie w chłodnej wodzie. Przymknąłem oczy.
"..i tak będzie każdej nocy. Chyba, że złamiesz pieczęć..."
Niestety, znałem tylko jedną osobę, która potrafiłaby to zrobić.
Beliar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz