wtorek, 7 sierpnia 2012
Od Beliara
Na znak Moonlight wszyscy rzucili się do walki. Ja spokojnie czekałem na mojego przeciwnika.
W końcu wynurzył się z lasu.
Pierwsze co zauważyłem, to niewielka postura, ale nie dałem się zwieść pozorom. Dziwne błyski w jego oczach świadczyły o znajomości magii.
-Będzie zabawa...-mruknąłem do siebie.
Znałem dokładnie schematy takich walk.
Okrążajac pole walki, mierzyliśmy się wzrokiem. Byłem nieugięty. Po chwili mój przeciwnik nie wytrzymał i spóścił oczy.
Wziąłem głeboki wdech...
Wilk rzucił się na mnie z nieskrywaną agresją. Lekki skok w bok i już gryzł ziemię.
-Tylko na tyle cię stać?-Zakpiłem.
Rywal aż kipiał ze złości. Z nozdrzy unosiły się mu kłębki dymu. Głęboko odetchnął i dmuchnął wprost na mnie.
Widok przesłoniły mi płomienie. Spory kawałek lasu zapłonął.
Czułem duszący dym unoszący się w powietrzu,
słyszałem trzask łamanych przez ogień drzew.
A ja stałem dokładnie w centrum tego piekła.
Płomienie, które spotkały się ze mną, przeraźliwie syczały niczym na wodę.
Powolnym krokiem, wynurzyłem się z pożaru.
Stałem i napawałem się niedowierzaniem Daveth'a.
Błyskawicznie skoczyłem wprost na niego, przygwożdżając go do ziemi. Jednym zwinnym ruchem zatopiłem kły w jego gardle. Nie zdąrzył nawet wykonać uniku.
Troche żałowałem, że tak szybko poszło-mogłem się z nim dłużej podroczyć...
Zostawiając zwłoki, ruszyłem zobaczyć co u Tisamona.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz