czwartek, 2 sierpnia 2012
Od Tisamona
Wracałem z terningu w stronę mojej jaskini. Tym razem nie śpieszylem się. Pogoda dopisywała-całkowicie bezchmurne niebo. A jednak miałem dziwne wrażenie, że coś się stanie.
Niestety, nie pomyliłem się.
Doszedłem do watahy. Unikałem spojrzeń innych wilków-nie miałem ochoty na wyjśnienia ostatnich zdarzeń.
Tego dnia wszystko potoczyłoby sie dobrze, gdybym nie spojrzał na jaskinię pary Alfa.
Nie wierzyłem własnym oczom.
Z Moonlight rozmawiał... Beliar.
Nie potrafilem nad sobą zapanować.
- Co ty tu robisz?!
Oboje się obrócili.
- O, braciszku! Dawno się nie widzieliśmy - Ta sytuacja najwyraźniej go bawiła.
- Zamknij się!
- To tak się wita rodzinę?
- Won! Nie jestem twoim bratem, kiedy to do ciebie dotrze?!
Beliar pokręcił przecząco glową.
- Tisamonie, doskonale wiesz jaka jest prawda... A poza tym już za późno, Moonlight właśnie przyjęła mnie do watahy.
W tym momencie póściły mi nerwy. Obnażyłem kły i rzuciłem się na niego. Nie obchodziło mnie co inni o nas pomyślą. W tamtej chwili myślałem tylko o tym, aby go zabić.
Niespodziewał sie ataku z mojej strony. Przygwoździłem go do ziemi. Kłapnąłem zębami w stronę gardła, ale wykonał unik.
Niczym zaklęty powtarzałem nieustającą modlitwę: "atak, unik, kontra, unik...". Szukałem słabych punktów, wciąż mając nadzieję, nadzieję, która powoli gasła.
Wokół walki zebrało się już sporo gapiów. Niektórzy z watahy próbowali nas rozdzielić, ale po chwili rezygnowali.
W pewnym momencie zagapiłem się, dosłownie na sekundę. On niezmarnował tej szansy. Głeboko zatopił pazury, a następnie szybko przejechał nimi po moim ciele.
Z bólu, aż zakręciło mi się w głowie. Atakowałem na oślep, starając się odgonić go od siebie. Gdy z rany trysnęła krew, przez oczy przeszedł mi niezauważalny blysk. To Demon. Nie mogłem teraz się przemienić, nie przy wszystkich! Był tylko jeden plus-ból przestał mi tak bardzo doskwierać. Beliar, pogrążony jeszcze w triumfie, niewiedział o tym. Pewien, że skręcam się z bólu, odwrócił wzrok.
Nie czekałem ani chwili dłużej. Skoczyłem wprost na niego z wyciągniętymi naprzód łapami. Przejechałem nimi po jego pysku-od ucha, aż do prawego oka. Rana mocno krwawiła-nie moglem oderwać od niej wzroku. Ciche warczenie zmieniło się w pzreciągły ryk, nie mój, Demona.
W tym momencie w nas obu wybuchla niepowstrzymana agresja. Oboje z dziką furią skakaliśmy sobie do gardeł. Podręcznikowy pojedynek zamienił się w szaleńcza walkę. Sypaliśmy sobie nawzajem piasek do oczu, ciągnęliśmy za ogony. Wokół zebrały się tumany kurzu. Strząpki sierści unosiły się w powietrzu. Czułem tylko zapach psoki.
Przewaliłem Beliara na ziemię. Myślałem, że juz go dobiję, gdy nagle to ja znalazłem się na jego miejscu. I tak zrzucaliśmy się wzajemnie na dół, kopaliśmy, drapaliśmy.
Nagle opatrunki oderwały się, ukazując poparzone fragmenty skóry. Pośród tłumu rozległ sie cichy szmer. Nawet Beliar sprawiał wrażenie zdziwionego.
Walka powoli stawała się męcząca. Oboje chcieliśmy to zakończyć.
Podczas gdy szykowalem się do skoku, wilk rzucił się w bok i przygwoździł mnie do ziemi. Następnie z calej sily uderzył moją głowa o kamień.
Na chwilę mnie zamroczyło. Czułem jak ciepła ciecz ścieka mi z głowy. Wściekle warcząc podnosłem się. Nie potrafilem zapanować nad Demonem.
Rzuciłem mojego pzreciwnika na pobliską skalną ścianę.
I wtedy z lasu wyłonił sie Water.
- Dosyć! Co to ma być?! Oboje chcecie wylecieć z watahy?!
Stanął pomiędzy nami. To on był Samcem Alfa.
Długo mierzyliśmy się wzrokiem z Beliarem. Każdy z nas stał z obnażonymi kłami, gotowy do skoku. Prawie idealną ciszę zakłócało jedynie ciche warczenie.
Sytuacja byla napięta. Mógłbym teraz skoczyć i jednym ruchem przegryźć mu gardło. Jednak wtedy naraziłbym się na gniew Water'a i reszty watahy.
Wolałem nie ryzykować.
Odwróciłem się i pognalem do lasu.
W drodze towarzyszył mi przenikliwy śmiech Beliara.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz