poniedziałek, 13 sierpnia 2012
Od Tisamona
Zbliżała się północ. Cicho wymknąłem się z groty, idąc sie w kierunku domu Juki.
Zastukałem.
-Kto tam?
-Hej, to ja-wszedłem do środka. Pocałowałem Jukę-Mam dla ciebie niespodziankę...
-Dla mnie?-wyglądała na lekko zdziwioną.
Zaśmialem się.
Lekko wyjrzałem na zewnątrz. Nikogo nie było.
-Chodź, to spory kawał stąd-szepnąłem.
Ostrożnie kładłem każdą łapę, starając przypomnieć sobie drogę.
Bezszelestnie przemierzaliśmy las. O tej porze miał on swój urok: ciemne pnie, tajemniecze odgłosy, olbrzymie cienie nocnych zwierząt...
-Już niedaleko...-mruknąłem.
Nagle się zatrzymałem. Koniec terytorium watahy.
-Co jest?-zapytała się Juka.
Uśmiechnąłem się.
-Dalsza droga to tajemnica
Zawiązałem jej oczy.
Powoli prowadziłem Jukę.
W końcu zobaczyłem spory gąszcz zarośli.
Podeszlem i wrecz wysyczałem:
-Harāmakhōra
Rośliny, jak dotknięte zaklęciem, odsunęły się tworząc przejście.
Weszliśmy, a za nami brama zniknęła.
Odwiązałem Juce przepaskę.
Aż zaparło mi dech w piersiach.
Staliśmy na lśniącej polanie. Górowały ocienie niebieskiego. Wszędzie unosił się piękny zapach kwiatów, fluorescencyjne płatki olśniewały. Na skrajach łąki rosły olbrzymie drzewa, wyglądające jakby kłaniały się sobie wzajemnie. Księżyc rzucał poświatę na sam środek, starając się oświetlić wszystko dookoła.
Gdy pochyliłem się nad trawą, zobaczyłem coś niesamowitego. Na każdym źdzbłu spoczywał mały iluminator światła-sprawiał wrażenie malutkiego kryształka.
Ruszyłem przed siebie i od razu wszystkie świetliki poderwały się do góry. Mieniły się wszystkimi odcieniami niebieskiego i fioletu. Wirowały, zmieniając niebo w niekończące się gwiazdozbiory.
Spojrzałem na Jukę. Cały czas zachwycała się tym widokiem.
Podałem jej łapę.
-Zatańczysz?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz